Wymalowane marzenia

„Wymalowane marzenia”.
Marzenia, każdy je posiada, nieliczni je spełniają. Żyję w przekonaniu, iż nie ma rzeczy niemożliwych, dlatego realizacja moich marzeń zazwyczaj jest bardzo prosta. Odkąd pokochałam jazdę na jednośladach, zamarzyłam o wyprawie na Harleyu przez zachodnią część USA. Bo kto będący motocyklistą nie marzy o osiodłaniu nieposkromionego Harleya i pomknięciu nim wzdłuż najbardziej fascynującej drogi świata, Route 66?wymalowane marzenia
Zacznijmy od początku. Co roku wyjeżdżamy ze znajomymi w motocyklową podróż w okresie weekendu majowego. W tym roku jednak nie mieliśmy żadnych planów. Zwiedziliśmy już sporo najciekawszych miejsc w Europie, a na odwiedzenie Wschodu jest o tej porze roku za chłodno. Nasze plany corocznej podróży motocyklowej spaliły na panewce. Na dwa tygodnie do 1 maja, zadzwonił mój kolega Artur – Ela, znalazłem tanie loty do Los Angeles, może polecimy, wynajmiemy motocykle i zwiedzimy zachodnie wybrzeże? Moja odpowiedź nie mogła być inna – tak! Dziesięć dni później siedzieliśmy na lotnisku w Warszawie, ubrani w kurtki motocyklowe, trzymając w rękach kaski. Tak to, w nieoczekiwany sposób zaczął ziszczać się mój amerykański sen.
Każdy z nas wierzył, że czeka na nas wielka przygoda, tam daleko za bezkresnym oceanem a w uszach brzmiał tekst amerykańskiej piosenki:
„Jeśli chcesz być na czasie,
Wal do Kalifornii, bracie,
z wiatrem pędź tam, gdzie sześć i sześć.”
Dolecieliśmy wieczorem, wynajęliśmy obskurny motel niedaleko LAXa i poszliśmy wykończeni sapać. O poranku, niemal biegiem udaliśmy się do wypożyczalni motocykli EagleRider. Naszym oczom ukazało się morze Harleyi. Do wyboru, do koloru, co tylko można sobie wymarzyć. Przymierzyliśmy się do kilku i wybraliśmy dwa klasyczne Softaile.

Na jednym „rumaku” zasiadłam z Marcinem a drugiego osiodłali Monika z Arturem. Tym razem wylądowałam na siedzeniu pasażera, niemniej jednak uwielbiam to miejsce, gdyż bez skrępowania mogę oglądać widoki. Odpaliliśmy maszyny i wraz z warkotem silnika wyjechaliśmy w drogę aby poczuć legendarny harleyowy feeling.
Szybko uciekliśmy z tłocznego Miasta Aniołów w kierunku Palm Springs. Zachwyceni głośną pracą usa, zachodnie wybrzeże, wypawy motocyklowe, motocykl, wymalowane marzenia, wset coast, (4)wydechów, gazowaliśmy na każdych światłach, ciesząc się przy tym jak małe dzieci. Pierwsze 120 mil za nami i pierwsze „kasynowe” miasteczko do zwiedzania. Jednak frajda z pierwszego przejazdu kultowymi maszynami wyżarła z nas resztkę mocy, więc odpuściliśmy zwiedzanie. Przecież przed nami Nevada, stan w którym czekają na nas tylko tego typu miasteczka. Kolejny poranek był niesamowicie słoneczny. Tak bardzo brakowało nam tego słońca kiedy wyjeżdżaliśmy z Polski a nagle było go zbyt wiele. Szybko spakowaliśmy sakwy, aby nie gotować się w czarnych ubraniach motocyklowych i wyruszyliśmy w drogę. Wiatr wbijający się pomiędzy szczeliny kombinezonów, docierający do naszych rozgrzanych do czerwoności ciał nie ostudzał naszych wrażeń. Przed nami droga doliną wśród majestatycznych gór. Parki narodowe to wyjątkowy skarb Ameryki. Wjechaliśmy do Joshua Tree Park i nie mogliśmy nacieszyć się oszałamiającymi widokami. Teren pustynny usiany jest w tym regionie skupiskami naturalnych form skalnych, olbrzymimi głazami o genialnych kształtach oraz typowymi, występującymi w tym regionie agawowatymi drzewami Jozuego.

Dalsza droga wiedzie przez legendarną, dziś opuszczoną, Route 66. Krajobrazy rodem z amerykańskich filmów. Jechaliśmy samotnie prostą po horyzont drogą, mając wrażenie jakby ktoś narysował ją za pomocą linijki. Wokół, ponad górami, na wietrze unosiły się tylko orły, wolne jak my „Eagleridersi”.

Podróżowaliśmy tak wiele mil. Zero stacji paliw, miasteczek, tylko gdzieniegdzie porozrzucane opuszczone domy, jakby przeszedł tędy jakiś huragan i nagle zabrakło namusa, zachodnie wybrzeże, wypawy motocyklowe, motocykl, wymalowane marzenia, wset coast, (15) paliwa. Próbowaliśmy więc zatrzymać jakiś samochód, co graniczy z cudem, gdyż boczne drogi są nieuczęszczane. Był to dziwny region, przypominający kadry z amerykańskiego horroru i to wcale nie napawało nas optymizmem. Ale nie tylko nas, auta, które z rzadka nas mijały nawet na chwile nie raczyły się zatrzymać. Z pomocą wyszli jednak podróżujący w tych okolicach Kanadyjczycy. usa, zachodnie wybrzeże, wypawy motocyklowe, motocykl, wymalowane marzenia, wset coast, (16)Na swoich Triumphach mieli wszystko potrzebne do podróżniczego survivalu. Wężykiem spuścili nam trochę paliwa i wskazali drogę do najbliższej stacji. Uff uratowali nas „bracia jednośladowcy”. Wieczorem kołysało nas do snu kolejne kasyno, tym razem w Laughlin.

Trzy noce w dużych miastach to zdecydowanie za dużo, wybraliśmy się więc do Arizony w poszukiwaniu odrobiny dzikiego zachodu. Znów wskoczyliśmy na Route 66. Po drodze zatrzymaliśmy się w Hackberry General Store, starej stacji paliw, aktualnie służącej za muzeum. Tam do dziś czuć ducha lat pięćdziesiątych, gdzie Merlin Monroe tankuje swoją czerwoną Corvette, coca-colę podają w szklanych butelkach, a z szafy grającej Wurlitzera wydobywają się piosenki z czasów, kiedy rodził się rock’n’roll.

W miarę przebiegu drogi, przybywało „skansenów” upamiętniających czasy świetności Route 66. Stare auta zaparkowane pod typowymi przydrożnymi knajpami, manekiny o twarzy Merlin wyglądające przez okna i dziesiątki neonów, to wszystko ma zwabić turystę.

My jednak pognaliśmy dalej do kowbojskiej miejscowości Williams. Miasteczko wywarło na nas duże wrażenie. Wieczorny spacer wśród starych domostw, pozwolił poczuć się nam jak w westernie. Odwiedziliśmy osadę utrzymaną w konwencji starej kowbojskiej mieściny, gdzie miło spędziliśmy wieczór w Saloon-ie z lokalnymi kowbojami popijając lokalne piwo i słuchając muzyki.

Williams jest świetnym miejscem wypadowym do zwiedzania okolic Parku Narodowego Gran Canyon, toteż wykorzystaliśmy tę możliwość i wybraliśmy się na całodniową wycieczkę krajoznawczą. Pierwszym celem był Grand Canyon. Zostawiliśmy motocykle z całym ekwipunkiem na parkingu i wyruszyliśmy do pierwszego punktu widokowego. Kiedy naszym oczom ukazał się bezkres kanionu z wijącą się pomiędzy skałami turkusową rzeką Kolorado, pomyśleliśmy o jednym: „To miejsce jest tak nadzwyczajne, że aż surrealistycznie.” Żartowaliśmy, że Amerykanie wstawili tam fototapetę i zwabiają w taki sposób turystów. Tak, ten widok był najpiękniejszym jaki do tej pory zobaczyłam w Stanach.

Po pół-dniowym napawaniu się nieziemskimi widokami, wyruszyliśmy w dalsze zwiedzanie okolicy. usa, zachodnie wybrzeże, wypawy motocyklowe, motocykl, wymalowane marzenia, wset coast, (38)Zahaczyliśmy o kolejny park narodowy Wupatki National Monument z dokładniejszym poznaniem znajdujących się tam ruin indiańskiej osady z XI wieku.Następnie szybki rzut oka na Sunset Crater Volcano, który nieźle prezentuje się o zachodzie słońca.
Rankiem wyruszyliśmy ku Las Vegas przebijając się przez falujące nad drogą gorące powietrze. usa, zachodnie wybrzeże, wypawy motocyklowe, motocykl, wymalowane marzenia, wset coast, (39)Granicę między stanami Arizona i Nevada przekroczyliśmy majestatyczną zaporą Hoovera. Początkowo cieszyliśmy się głośnymi wydechami naszych motocykli, ale gdy w takim hałasie przyszło nam jechać cały dzień przestało nam się to podobać. Będąc w Las Vegas skorzystaliśmy z możliwości wymiany motocykli. Tym razem wsiedliśmy na wygodniejsze, masywniejsze Street Glidy. Jak „królowie życia” podjechaliśmy na parking kasyna i przeżyliśmy swoje Viva Las Vegas, które wypiło z nas całą zdrową krew i zżarło wszystkie oszczędności.

Przyświecały nam tylko podróżnicze cele, więc szybko uciekliśmy dalej z Miasta Grzechu w poszukiwaniu dzikości natury. Natura znalazła nas jednak sama, kiedy to jadąc szutrowymi drogami w dolinie Death Valley,

czuliśmy na plecach oddech trąb powietrznych. Opyleni piaskami jednego z najgorętszych miejsc na ziemi ruszyliśmy dalej do Ridgecrest w Kalifornii. Jest to miasto u bram Sequoia National Forest.

Kilkaset mil monotonnej jazdy wzdłuż prostych jakby wyżłobionych w dolinach, pustynnych dróg, nagle zmienia się w totalną różnorodność. Krajobraz przybiera na barwach, zaczynają się zakręty, góry i zaczyna się zabawa.

Prędkość połączona z brawurą nie sprzyja i wypadku nie dało się uniknąć. Artur nie wyrobił na jednym ze skrętów i wypadł z trasy. Dobrze, że tylkousa, zachodnie wybrzeże, wypawy motocyklowe, motocykl, wymalowane marzenia, wset coast, (48) na pobocze a nie w przepaść, która czyhała za kolejnym zakrętem. Kierowca, pasażer i motocykl lekko poturbowani, ale nic większego się nie stało. Motocykl był ubezpieczony, a że nadawał się do dalszej jazdy nawet go nie wymienialiśmy. Najbardziej ucierpiała Monika, pasażerka, strach przed kolejnym wypadkiem blokował ją przed dalszą jazdą. Kiedy udało nam się w końcu dojechać do Tree Rivers nasi znajomi woleli odpocząć nad rzeką, my natomiast kolejnego dnia wykorzystaliśmy bliskość parku narodowego i udaliśmy się na zwiedzanie regionu słynącego z największych sekwoi na świecie.

Kiedy zobaczyłam te ogromne sekwoje oniemiałam, czuliśmy się jak krasnoludki podążając lasem największych i najwyższych drzew. usa, zachodnie wybrzeże, wypawy motocyklowe, motocykl, wymalowane marzenia, wset coast, (41)Serpentyn nie było końca, chyba nawet bardziej podobała nam się sama jazda przez park niż cała otaczająca nas przyroda. Mieliśmy następnego dnia udać się do Parku Yosemite, jednak blokada psychiczna Moniki zmusiły nas do wybrania bardziej prostej drogi, w kierunku San Francisco. I chociaż z losem się nie dyskutuje, wszystko ułożyło się na naszą korzyść a nasze wściekłe maszyny szybko nadrabiały stracony czas. Czuliśmy się jak Dzieci Kwiaty zmierzające do Haight Ashbury w San Francisco.

Miasto Nad Zatoką wywarło na nas piorunujące wrażenie. Cały hipisowski klimat tam panujący, ta oszałamiająca architektura wkomponowana w naturę i górzysty teren, czynią to miasto jednym z najpiękniejszych w USA. Tutaj zrobiliśmy sobie małą przerwę na zwiedzanie. Po kolei zobaczyliśmy China Town, rzuciliśmy także okiem na Lombard Street, zażyliśmy trochę historii wojennej w łodzi podwodnej USS Pampanito, zajadaliśmy się owocami morza przy Pier 39, skąd popłynęliśmy na Alcatraz.

Bardzo podobało nam się zwiedzanie więzienia. usa, zachodnie wybrzeże, wypawy motocyklowe, motocykl, wymalowane marzenia, wset coast, (63)Choć dziś nie ma tam życia, my mogliśmy cofnąć się w czasie za sprawą słuchawek, które zachowały odgłosy i głosy z czasów świetności Alcatraz. Jednak najciekawszym doznaniem była droga na nieposkromionych Harleyach przez historyczny most Golden Gate.

Natomiast owiany legendą odcinek Highway 1 z San Francisco do Los Angeles

wplątał nas w myślowe zakłopotanie, a to za sprawą pewnej latarni. Trzy miesiące wcześniej znalazłam w Internecie zdjęcie pięknej latarni usa, zachodnie wybrzeże, wypawy motocyklowe, motocykl, wymalowane marzenia, wset coast, (1)morskiej. Namalowałam jej obraz w prezencie dla mojego ukochanego. U schyłku naszej podróży, wracając na lotnisko w Los Angeles drogą Highway 1, zjechaliśmy nad wybrzeże, aby coś zjeść. Na miejscu oniemieliśmy – to była dokładnie ta latarnia, którą namalowałam trzy miesiące wcześniej, Pigeon Point. Mówi się, że marzenia się spełniają, trzeba tylko o nich myśleć. Zapisane gdzieś, mają większą szansę na spełnienie. A namalowane?

Comments

comments

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*