Napisała do mnie wczoraj dziewczyna, która czyta mojego bloga, że jest aktualnie w Udud i chciałaby się ze mną spotkać. Więc się spotkałyśmy, zjadłyśmy indonezyjski lunch i udałyśmy się w pieszą wycieczkę. Rozpoczęłyśmy wędrówkę ok 14 przy moście w Campianie. Przeszłyśmy ok 300 metrów stromym szlakiem i na górskim szczycie okazało się, że jesteśmy w zupełnie innym „zielonym” świecie. Po horyzont las tropikalny, mnóstwo tarasów ryżowych i kilka chatek. Pózniej było tylko piękniej: wioski a w nich powolne życie ludzi, płynące niespiesznie jak woda w rynnach nawadniająca pola ryżowe. Mogłyśmy z bliska przyglądać się rozpoczęciu roku szkolnego i zbiorom ryżu, które odbywają się trzy razy w roku. Nie zapomnijmy jednak, że Ubud jest mekką artystów a artyści najlepiej czują się poza miastem. Dlatego też w wioseczkach Sebali i Keliki napotykałyśmy na każdym kroku jakąś galerie lub artystę przy pracy. Oczywiście nie mogło zabraknąć rozmów o podróżach. Justyna jest niesamowitą osobą, która tak ja kiedyś przeżywa piękno miejsca dogłębnie, jak sama mówi „mózg mi się rozpływa kiedy widzę piękno tego świata”. Ja już widziałam tyle na świecie, że chyba już nic nie zrobi na mnie aż takiego wrażenia jak było to na początku mojej podróżniczej drogi. Było tak cudowanie, że jutro wybieramy się znów w kierunku poznawania prawdziwego Bali.
PS nie odbyło się dziś bez nieprzyjemnej przygody, mam nadzieje że wszystko jutro będzie dobrze, wtedy podzielę się z Wami opowieścią