Koh Phangan

Niedawno byłam u mojej koleżanki na wyspie Koh Phayam, tym razem na koniec naszej azjatyckiej przygody wybrałam wyspę o bardzo podobnej nazwie: Koh Phangan. Oczywiście Koh Phangan jest większa i o wiele bardziej turystyczna, lecz równie piękna, jak nie piękniejsza.

Staram się zawsze na koniec naszych dużych wypraw zrobić sobie chociaż kilka dni odpoczynku w jakimś pięknym miejscu. Tym razem padło na Koh Phangan, która według blogerów jest jedną z najpiękniejszych tajskich wysp. Do tej pory zwiedziłam kilka wysp w tym regionie i rzeczywiście ta jest zdecydowanie najpiękniejsza. Tego dnia podróż zajęła nam około 12 godzin. Wylecieliśmy z Ho Chi Minh City o 09:50, w Bangkoku byliśmy o 11:10. Później z Bangkoku o 14:25 wylecieliśmy do Surat Thani. Wylądowaliśmy o 15:40, a z tego co czytałam to autobusy odjeżdżają na prom do godziny 16. Trochę się tego obawiałam, więc wszystko zrobiłam na luzie, z myślą, że najwyżej prześpimy się gdzieś niedaleko lotniska i kolejnego dnia wyruszymy na wyspę. Jednak na lotnisku było kilka firm oferujących prom w pakiecie z autobusem do portu Donsak, gdzie w normalnej cenie kupiłam bilety. Dwie godziny później płynęliśmy w kierunku Koh Phangan. Wcześniej ta operacja wydawała mi się być bardzo skomplikowana i niekoniecznie łatwa w organizacji. Ale Tajlandia nigdy mnie nie zawodzi, tam zawsze i wszędzie dostaniesz się bez problemu dokąd tylko chcesz, choć czasami to bywa troszkę droższe, co według naszych europejskich standardów i tak jest tanie.

Na miejscu znalazłam nocleg blisko portu i nocnego bazaru, gdzie pałaszowaliśmy pyszne tajskie jedzonko. Kolejnego dnia zaczęłam szukać wypożyczalni skuterów, bo chcieliśmy mieć swój środek lokomocji na cały pobyt na wyspie. Tutaj trzeba uważać, bo prawie wypożyczyliśmy skuter w wypożyczalni, która miała bardzo złe opinie. Gdy się zorientowałam szybko uciekłam i wróciliśmy w okolice portu gdzie w Budget Two wypożyczyliśmy skuter za 20 zł./dzień a po tygodniu go zwróciliśmy bez najmilejszych problemów.

Wyspa Koh Phangan jest skąpana w dzikiej, tropikalnej naturze. Aby poczuć ją jeszcze bardziej wynajęłam nam domek na samej północy w Resorcie Phangan Utopia i takim widokiem jak na zdjęciach poniżej cieszyliśmy gdy tylko byliśmy w pokoju, aż szkoda było z niego wychodzić. Do tego mieliśmy cudowny balkon na którym codziennie praktykowałam jogę, medytacje i qi gong.  

Jak wspomniałam wcześniej, pojechaliśmy tam odpocząć, więc głównie spędzaliśmy czas plażując, odwiedzając chyba każdą z piękniejszych plaż.

Jedliśmy pyszności kuchni tajskiej, celebrowaliśmy zachody słońca i bez końca oddawaliśmy się rozkoszom życia na przykład masażom.

Nie byłabym sobą gdybym nie zwiedziła całej wyspy, więc i na to znalazł się czas. Odwiedziliśmy piękne plaże, świątynie i kilka wodospadów, przy których chętnie medytowałam. Zauważyłam mnóstwo miejsc gdzie można pogłębiać swój rozwój duchowy. Jest wiele ośrodków prowadzących różnego rodzaju zająca: standardowo jogę, medytacje, różne rytuały, detox czy taniec autentyczny. Mogę polecić jedno z takich miejsc: Orion Healing Center.

Nie obyło się jednak bez przygód. Pewnego wieczora pojechaliśmy na plażę Salad Beach do naszej ulubionej restauracyjki. Jednak mój mąż jakimś cudem zatrzasnął kluczyk od skutera w schowku. Na szczęście wypożyczyliśmy skuter w dobrej wypożyczalni i po godzinie przyjechał Pan z zapasowy kluczykami, jeszcze przepraszając, że to tak długo trwało. Ku naszemu zdziwieniu nic nie musieliśmy zapłacić za fatygę Pana z wypożyczalni o godzinne 22 wieczorem w dodatku w niedzielę. Więc jeszcze chętniej polecam wypożyczalnie Budget Two.

Pobyt na Koh Phangan to też nasze pierwsze Święta Bożego Narodzenia poza domem i bliskimi. Tak się dziwnie czułam, bo pierwszy raz nie zasiadłam do wigilijnego stołu z rodziną. Choć Marcin nie podzielał mojego zdania. Dla niego to bez różnicy, zadzwoniliśmy do jego brata i już, a ja bardzo tęskniłam za rodziną. Babskie sentymenty 😉 Ale najważniejsze, że miałam przy sobie moją miłość. Aby poczuć się chociaż troszkę świątecznie chciałam wybrać najlepszą restaurację, godną wigilijnej kolacji. Szukałam pół dnia, najpierw w sieci, później mój mąż mnie zawoził skuterem na oględziny i w końcu się zdecydowałam na Spicy Salad Bar & Restaurant. Przyjechaliśmy do restauracji zlokalizowanej przy samej plaży akurat na zachód słońca. Zamówiliśmy i dosyć długo czekaliśmy. Gdy tylko pierwsza gwiazdka zajaśniała na niebie przyniesiono posiłki. Zjedliśmy spring rollsy zamiast pierogów, rybę red snapper zamiast karpia i green curry zamiast barszczu z uszkami. Później przenieśliśmy się na leżanki i odpoczywaliśmy z pełnymi brzuszkami, popijając mochito. Gdy wróciliśmy do hotelu, zjedliśmy pyszne pierniki, które dostałam wraz z czapeczką Świętego Mikołaja w Wietnamie na urodziny od Oli i Mateusza z ŚWIAT Na Własną Rękę. Pierniki i czapeczka Świętego Mikołaja, były jedynymi akcentami Świąt u nas. Co śmieszniejsze ta czapeczka była wcześniej kupiona przez Olę i Mateusza właśnie na Koh Phangam gdzie spędzali Mikołajki.

Wyspa Koh Phangan jest dla mnie takim naturalnym ukojeniem. Tam naprawdę odpoczęliśmy. Myślę, że nawet mogłabym zamieszkać na tej wyspie na dłużej, a już na pewno tam jeszcze wrócę.

Comments

comments

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*